Przypatrzcie się liliom

Lilia_Electric_Orange1

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus Król!

Po moim ostatnim poście, poznaliście z mojej ultrakatolickiej strony i słusznie, bo trochę ortodoksji nikomu nie zaszkodziło. Dziś już trochę luźniej, bo tylko przemyślenie, niemniej jednak sprawa też ważna i też ultrakatolicka, choć od trochę innej strony, bo o życiu.

Rozmawiałem dziś ze swoją dziewczyną, kolegą, obserwowałem mojego brata i siostrę, potem zastanowiłem się nad swoim życiem i ogarnęło mnie przerażenie. Chodzi o nasze podejście do niektórych spraw. Ciekawimy się wieloma głupotami – co powiedziała Hanka do Michała w serialu „K jak kromka”, co wyrecytował nasz ulubiony raper, co myśli nasz ulubiony aktor lub sportowiec – zajmujemy się też sprawami co będę robił w przyszłości, jaką będę miał pracę, ile będę zarabiał i tak dalej. A kto z nas martwi się o to, co będziemy robić po śmierci? Czy komuś z nas w ogóle przychodzi do głowy pomysł, że w tej właśnie chwili – kiedy oglądamy już enty film akcji, gdzie tradycyjnie główny bohater ratuje świat, albo gdy emocjonujemy się trwającym obecnie meczem lub robimy cokolwiek innego – że teraz Jezus czeka, żebyś poświęcił Mu chwilę, żebyś przyszedł do najbliższego kościoła, gdzie za chwilę będzie odprawiana msza święta i przyjął Go w eucharystii? Nasz Pan i Król pewnego dnia powiedział świętej siostrze Faustynie, że wielki ból sprawiają Mu ludzie, którzy nic nie robią sobie z tego, że On czeka na nich w kościele, żeby przyszli i przyjęli Go do serca a wraz z Nim wszystkie łaski, które On chce im dać (można o tym przeczytać w „Dzienniczku”, tylko nie pamiętam pod jakim numerem – około 1000-1400). Może czasem warto wyłączyć telewizor, komputer, gazetę, nie pójść na kolejną imprezę, odłożyć naukę na później, ofiarować Bogu swoje zmartwienia dotyczące pracy i wybrać się na mszę świętą i przyjąć Jezusa (o spowiedzi nie mówię, bo uznaję za oczywiste to, że stan łaski uświęcającej to stan normalny dla katolika, w którym on powinien się znajdować cały czas, a gdy tylko zgrzeszy śmiertelnie, musi przystąpić do sakramentu pojednania) lub po prostu chwycić za różaniec i porozważać wraz z Maryją tajemnice z życia naszego Zbawcy, albo ofiarować Ciało i Krew, Duszę i Bóstwo naszego Najmilszego Pana Jego Ojcu. Gwarantuję zaprocentowanie na przyszłość każdego takiego działania.

Celowo wspomniałem tu o pracy i nauce, bo czasem usprawiedliwiamy się, że nie możemy rzucić wszystkiego i iść na spotkanie ze Zbawicielem, bo mamy pilne sprawy do załatwienia, bo dbamy o naszą przyszłość. Przypatrzmy się, co mówił nasz Król w Ewangelii:

Dlatego powiadam wam: Nie troszczcie się zbytnio o życie, co macie jeść, ani o ciało, czym macie się przyodziać. Życie bowiem więcej znaczy niż pokarm, a ciało więcej niż odzienie. Przypatrzcie się krukom: nie sieją ani żną; nie mają piwnic ani spichlerzy, a Bóg je żywi. O ileż ważniejsi jesteście wy niż ptaki! Któż z was przy całej swej trosce może choćby chwilę dołożyć do wieku swego życia? Jeśli więc nawet drobnej rzeczy [uczynić] nie możecie, to czemu zbytnio troszczycie się o inne? Przypatrzcie się liliom, jak rosną: nie pracują i nie przędą. A powiadam wam: Nawet Salomon w całym swym przepychu nie był tak ubrany jak jedna z nich. Jeśli więc ziele na polu, które dziś jest, a jutro do pieca będzie wrzucone, Bóg tak przyodziewa, o ileż bardziej was, małej wiary! I wy zatem nie pytajcie, co będziecie jedli i co będziecie pili, i nie bądźcie o to niespokojni! O to wszystko bowiem zabiegają narody świata, lecz Ojciec wasz wie, że tego potrzebujecie. Starajcie się raczej o Jego królestwo, a te rzeczy będą wam dodane.

Łk 12, 22b – 31

Ja sam doświadczyłem w swoim życiu prawdziwości tej wypowiedzi. Naprawdę to, o co zabiegamy tutaj jest niczym. Wszystko zamieni się w proch i nic z tego nie będzie miało dla nas znaczenia po zakończeniu tego ziemskiego etapu naszego życia. Nie mówię tu o tym, żebyśmy wszyscy oblekli się w wory i zaczęli bez przerwy pokutować. Nie wszyscy są do tego powołani. Po prostu porządkujmy lepiej nasz czas i w plan naszego dnia wpisujmy pewien czas dla Zbawiciela – 5 minut, 10, 15, może godzinę, może więcej, ale znajdźmy go dla Tego, do którego wzdychają nasze serca, dla Tego, który jako jedyny może wypełnić każdą dziurę w tym sercu, bo to On jest Miłością. Myślę, że to jest istota słów: „Memento mori”. Zatem żyjmy mądrze i z Bogiem.

Króluj nam Chryste!

Dodaj refleksję